piątek, 30 sierpnia 2013

Recenzja: The Body Shop, Honeymania Body Butter, Masło do ciała o zapachu miodu

Będzie to słodka niczym miód historia jak to przeniosłam się do bajecznej krainy mlekiem i miodem płynącej...
Czy macie tak czasem, że siedząc znudzone w domu czy pracy rozpieszczacie się jakimś miłym zapachem perfum czy błyszczyka i po zamknięciu powiek przenosicie się na gorącą, piaszczystą plażę, gdzie błogo opalacie się w promieniach słońca, słysząc szum fal, czując na skórze powiew wiatru ?
Właśnie dzięki pięknemu zapachowi masła Honeymania z The Body Shop ja przeniosłam się w urokliwą, słodką od miodu błogą krainę! Zapach jest cudowny i kojarzy mi się właśnie z beztroskimi chwilami w promieniach słońca. Idealne uczucie na nudne po południe, kiedy nie ma co robić a pogoda za oknem zniechęca do wszystkiego. Dzięki zgłoszeniu do testów miałam szansę spróbować jak "smakuje" ten miodek na moim ciele, niestety opakowanie, które otrzymałam miało jedynie 50 ml, co pozwoliło mi na 5 aplikacji, aczkolwiek pozwolę sobie je zrecenzować wedug odczuć jakie miałam.



Konstystencja: jest zwarta, gęsta, tak, że kosmetyk nie przemieszcza się do nakrętki podczas odwracania do góry dnem i faktycznie przypomina w konsystencji najprawdziwsze masło, nazwa nie jest przekłamana ;) ma biały kolor i dobrze rozprowadza się na skórze. Jest bardzo przyjemne w dotyku, podobnie jak skóra,która staje się po rozsmarowaniu gładka i miła.

Zapach: Jest bardzo słodki, miodowo-kwiatowy. Byłam w szoku, kiedy moja skóra po kilku godzinach nadal pachniała przesłodkim miodem, była gładka i delikatna, nawilżona. Myślę jednak, że nie wszystkie jesteśmy fankami tak intenstywnie słodkich zapachów i dla niektórych może być on zbyt silny, nachalny. To już kwestia gustu.

Opakowanie: to tradycyjne dla maseł The Body Shop okrągły, plastikowy pojemnik z nakrętką, ale bez obaw jest ona zawsze czysta, gdyż masło pozostaje na swoim miejscu ;) ma ładny żółto-pomarańczowy kolor i zdobią go nalepki z obu stron, na froncie kolorowa, na dnie z informacjami o składzie oraz kilkoma ciekawostkami, m.in. że firma TBS wspiera zbieraczy miodu w Etiopii, metody, które chronią lasy deszczowe i jest bardzo proekologiczna! To jest dla mnie olbrzymi plus, trzeba wspierać takie akcje, a żadko która firma popiera tego typu działania i produkuje kosmetyki ekologicznie, zgodnie ze środowiskiem.

Działanie: ciężko określić w 100% po kilku aplikacjach, ale jestem bardzo zadowolona z rezultatów, faktycznie moje ciało było nawilżone, odżywione a przede wszystkim pachniało dosłownie miodem. Skóra była gładka, jędrna, miła w dotyku czyli taka jaką lubię ;)

Skład: Aqua (Water), Theobroma Cacao (Cocoa Butter), Butyrospermum parkii (Shea Butter), Glycerin, Cetearyl Alcohol, Glyceryl Stearate, PEG-100 Stearate, C 12-15 Akyl Benzoate, Ethylhexyl Palminate, Cera Alba, Sesamum Indicum Oil, Parfum, Bertholletia Excelsa Seed Oil, Dimethicone, Honey, Caprylyl Dlycol, Phenoxyethanol, Xanthan Gum, Hexyl Cinnamal, Benzyl Salicylate, Disodium EDTA, Tocopherol, Geraniol, Sodium Hydroxide, Linalool, Limonene, Citric Acid, CI 15985, CI 19140
Jak widać masło zawiera masło kakaowe, masło shea oraz olej z orzechów brazylijskich poza reklamowanym miodem, więc wiadomo co odpowiada za fajne nawilżenie i odżywienie skóry.

Wydajność: całkiem duża, mimo że miałam opakowanie 50 ml udało mi się zaaplikować kosmetyk 5 razy. Rozprowadza się gładko po ciele i odrobina starcza na całkiem spore powierzchnie.

Dostępność: w sklepach stacjonarnych i internetowym za cenę 69 zł za opakowanie 200 ml
W skład serii Honeymania poza masłem do ciała dostępny jest peeling do ciała, balsam do ust, mydło, woda toaletowa oraz żel pod prysznic, wszystkie szczegóły produktów znajdują się na stronie The Body Shop.

Na fb można znaleźć świetną promocję, mianowicie pobrać kupon upoważniający do 25%-owej zniżki na zakup dwóch produktów z linii Honeymania :)

A nawiązując do fanpagea na fb i całej kampanii reklamowej, bardzo spodobała mi się reklama tej serii, można ją znaleźć na ich stronie internetowej, polecam! urocza ;) bardzo spodobały mi się też ciekawostki o produkcji kosmetyków z tej serii, pracy pszczół itp, które umieszczone są na stronie w wielu miejscach, jak i na opakowaniu.

Czy kupię pełnowymiarowy produkt? Narazie nie, ze względu na cenę. Mimo bardzo pozytywnych odczuć podczas używania kosmetyku, poczekam aż nadejdzie promocja na ten produkt lub na okazję, kiedy ktoś będzie mógł mi sprezentować takie masełko ;)

Ale jeśli chcecie poczuć się jak prawdziwe pszczółki i napawać zmysły pięknym zapachem miodu to naprawdę warto je kupić lub wpisać na swoją wishlistę!

środa, 28 sierpnia 2013

Recenzja: AA Eco Maseczka ściągająca z organicznym ekstraktem z ogórka

Tą maseczkę dostałam w prezencie, wcześniej nigdzie jej nie spotkałam, ale bardzo zainteresował mnie ten produkt, słowo "eco" chyba miało oznaczać hypoalergiczny i przyjazny środowisku...
Przeznaczona jest dla cery tłustej i mieszanej. Z drugiej strony dla cery wrażliwej i skłonnej do alergii.


Producent opisuje tą maseczke jako: "maseczkę ściągającą z organicznym ekstraktem z ogórka, która normalizuje wydzielanie sebum. Tlenek cynku i biala glinka skutecznie usuwają zanieczyszczenia na powierzchni skóry oraz zwężają pory."



Konsystencja: Gęsta, biała, dość ciężka, ale dobrze się rozprowadza i dokładnie pokrywa skórę.
Opakowanie : poręczna tubka z zakrętką o pojemności 50 ml


Skład: no właśnie... niby na ostatnim miejscu jest ogórek, ale pierwsze co się rzuca w oczy to parabeny na samym froncie etykiety oraz różne syntetyczne dodatki. Producent zapomniał chyba, że nie są to substancje zbyt hypoalergiczne... nazywanie takiej maseczki eko jest wprowadzaniem klientów w błąd.



Moja opinia: Mimo nieciekawego składu moje odczucia po jej stosowaniu były bardzo pozytywne. Moja cera, z tendencją do tłustej była ewidentnie odświeżona, oczyszczona, pory zostały zamknięte, wydzielanie sebum czasowo ograniczone, ale skóra nie została wysuszona po zmyciu maseczki, lekko rozjaśniona. Ładnie się rozprowadza, czuć że zawiera glinkę, gdyż dość szybko twardnieje, ale nie do bólu :) Sprawnie i dość łatwo się zmywa, bez większego wysiłku. Całkiem przyjemna dla twarzy :) Tak wygląda już zaschnięta na buzi :

Wydajność: całkiem duża, ilość którą umieściłam na drugim zdjęciu wystarczyła do pokrycia połowy twarzy, więc podwojóną ilość użyłam na jednorazową aplikację, ale cienkiej warstwy (jak na zdjęciu powyżej)

Cena : od 25 zł wzwyż, trochę sporo...

Czy kupię ponownie produkt? Raczej nie, przede wszystkim ze względu na skład oraz cenę.

 
 Polecam rozdanie w Kopalni różności, świetne ubrania do wygrania!

wtorek, 20 sierpnia 2013

Powiew wakacji i nagród

Powiew wakacji, czyli kilka zdjęć mojego pupila, który buszował po plaży niczym wilk morski:) Główną atrakcją wyjazdu był jednak szum fal, piasek pod stopami oraz morska bryza...ahh
Wakacje są okazją do podróży po zakątkach Polski i Europy, ale też podróży kulinarnych po rozmaitych smacznych i urokliwych restauracji, uwielbiam przebywać w pięknych miejscach, klimatycznych, z charakterem, gdzie podają dobre jedzenie, lubię chodzić i próbować nowości, nawet eksperymentów i połączeń niecodziennych, zaskakujących. Sama w domu często próbuję powtórzyć takie smaczne dzieła, odgadnąć wszystkie składniki i pichcić samodzielnie. W te wakacje miałam w końcu czas na podróże kulinarne po Lublinie, to ostatnie chwile jakie spędziłam w tym mieście i pożegnałam się z nim już na stałe, jednak pozostanie kilka miłych wspomnień, dotyczących też fajnych miejsc. Odwiedzającym Lublin polecam z czystym sumieniem Czarcią Łapę (ubóstwiam tam panierowaną mozarellę z suszonymi pomidorami i sosem porzeczkowym czy kopytka z sosem z truflii,polędwicą i groszkiem oraz wakacyjnie szparagii) oraz Mandragorę (niezły popis kulinarnych atrakcji, jak się uda można trafić na zorganizowane dla gości wesele żydowskie! placki ziemniaczane i wątróbka na miodzie to moje ulubione potrawy tam serwowane, raczej tradycyjne, ale w menu znajduje się mnóstwo żydowskich specjałów, kuchnia szabasowa). Obie restauracje znajdują się na Rynku w przepięknym otoczeniu klimatycznych uliczek i wbrew co niektórym opiniom, można tam zjeść za niewygórowaną cenę, ale jakże pysznie!
W dodatku Czarcia Łapa organizuje ostatnio wieczory przy muzyce, tak więc można i potańczyć po dobrej kolacji ;)

A teraz zdjęcia znad morza :)





Niestety natłok rozmaitych zdarzeń i spraw spowodował znaczny zastój na blogu. Ale mam nadzieję, że poprawię się, motywuje mnie do tego też znaczna ilość paczek, które odebrałam wręcz hurtem z poczty, gdy po długim czasie wróciłam do rodzinnego domu. 
Może na początku podziękuję autorce bloga one-mor-dress - Nika88 dziękuje Ci bardzo, jak również firmie, która sponsorowała nagrodę w konkursie - Spa w Ogrodzie. Otrzymałam duży, miękki ręcznik w przepięknym fioletowym kolorze oraz tajemniczą paczuszkę Biogena Květinová koupelová směs relaxační, która okazała się mixem ziołowym do kąpieli (haha cała etykieta była po czesku:)

Kolejną niespodzianką była paczka z 
zestawem kosmetyków firmy Ziaja, będąca wygraną w konkursie "Plażowy Bodyguard". Kosmetyki naprawdę bardzo mi się przydały podczas wyjazdu wakacyjnego, chyba przewidzieli te wielkie upały, bo kremy zaskoczyły mnie wysokim filtrem, który jednak sprawdził się idealnie podczas upalnych dni :)



Nie lada zaskoczeniem była przepięknie zapakowana paczka czterech słoiczków z kulkami mięsnymi od firmy Pudliszki (wygrana w konkursie Sprawdzian Pudliszki ), w życiu bym się nie spodziewała tak uroczego opakowania produktów spożywczych. Rzadko zdarza mi się dostawać tak ładnie otulone prezenty, nawet kosmetyczne, a tutaj Pudliszki dostają ogromnego plusa :)

Sporo czasu wcześniej otrzymałam też sol do kąpieli Czarna Jagoda, którą polubili już wszyscy domownicy, pachnie przepięknie, a kąpiele są mega aromatyczne! Polecam, jest to produkt ze sklepu SpaKosmetyki, o którym już niedługo napiszę recenzję.

Bardzo miłym zaskoczeniem była paczka z wygraną w konkursie „Martini 150”, której sie kompletnie nie spodziewałam. Otrzymałam nagrodę tygodniową, pakiet „MARTINI Royale” w postaci dwóch dużych okrągłych kieliszków i dwóch butli nowego Martini :)


Tak więc sporo prezentów czekało na mnie w domu,ale nie omieszkałam wybrać się na zakupy. W SuperPharme skuszona pozytywnymi opiniami kupiłam Visaxinum na cerę, czy może któraś z Was brała te tabletki ? jak efekty? :)

Oczywiście nie mogłam przejść obojętne obok kosmetyków i zauważyłam promocję na produkty Maybelline Affinitone, -40% do bodajże 28.08, a przy zakupie 2 produktów otrzymuje się pędzel do podkładu gratis i jest całkiem przyjemny :)

A teraz pozdrawiam i zmykam spać :)


środa, 24 lipca 2013

Maska z miodli indyjskiej firmy Himalaya Herbals

Nadeszła pora na siostrę opisanego już przeze mnie żelu do mycia twarzy firmy Himalaya Herbals – mianowicie maskę z miodli indyjskiej – Neem Face Pack do cery tłustej i skłonnej do trądziku.


Jak prezentuje producent na opakowaniu antybakteryjna maska oczyszcza skórę, zapobiega powstawaniu oraz nawrotom wyprysków i zaskórników. Reguluje wydzielanie sebum, oczyszcza zatkane pory. Odmładza i ujędrnia skórę, przywracając jej naturalny blask. Miodła indyjska znana ze swoich przeciwbakteryjnych właściwości pomaga pozbyć się trądziku. W połączeniu z kurkumą skutecznie eliminuje bakterie wywołujące trądzik. Ziemia fulerska daje uczucie przyjemnego chłodu, wygładza skórę.

Sposób użycia: Nanieść maskę równomiernie na umytą skórę twarzy i szyi omijając okolicę oczu. Pozostawić do wyschnięcia na 4-5 min. Usunąć mokrą gąbką i umyć twarz letnią wodą. Stosować 2 razy w tygodniu.

Konsystencja: podobnie jak w przypadku żelu bardzo gęsta w kolorze ziemistym, ciemno brązowym. Łatwo nakłada się na twarz, jest bardzo wydajna, niewielka ilość pozwala na pokrycie całej twarzy, można wspomóc się pędzlem. Może kolor maseczki nie jest zbyt zachęcający, ale czego się nie robi dla urody :)


Opakowanie: standardowa tubka 75ml w mniejszym wymiarze niż tubka od żelu (węższa)

Skład: W składzie na pierwszym miejscu występują trzy składniki aktywne –miodlę indyjską (haha bardzo tajemnicza nazwa:), ziemię fulerską i ekstrakt z kurkumy, glicerynę i poza tym standardowe składniki, w tym niestety paraben.


Moja opinia:
Niestety z moim trybem życia nie stosowałam maseczki tak regularnie jak zaleca producent, ale odczułam jej pozytywne działanie. Na pewno skóra stała się bardziej gładsza, przyjemniejsza w dotyku, maseczka po wyschnięciu umożliwia delikatny peeling podczas jej zmywania, nie świeciłam się po niej a więc ograniczyła trochę wydzielanie sebum. Ciężko określić rezultaty jeśli chodzi o działanie przeciwtrądzikowe, być może poprawił się stan mojej skóry, ale nie były to jakieś spektakularne efekty, po których stwierdziłabym, że trądzik znacznie się zmniejszył. Natomiast mimo wszystko skóra była nawilżona, jędrna i promienna, dlatego uważam, że maseczka wykazuje pozytywne działanie na cerę.

Wydajność: duża jak na tak małą tubkę

Cena: w sklepach internetowych wacha się od 12 do 14 zł

Dostępność: żel został zamówiony przez Internet, nie wiem czy jest on dostępny w drogeriach sieciowych.




Czy kupię ponownie produkt? Chyba raczej nie, nadal szukam idealnej maseczki :)

niedziela, 14 lipca 2013

Recenzja: Himalaya Herbals żel do mycia twarzy

Witam bo baaaardzo długiej przerwie, która niestety była niezależna ode mnie. Zaczęło się lato, siedzę teraz z komputerem na działce w środku lasu i lekko przygrzewa słońce. Oby przez całe wakacje utrzymywała się taka pogoda, bo w ostatnich dniach niestety lekko się załamała, nawiedziły nas burze i deszcze.
Bohaterem najbliższych dwóch, w tym i tego posta będą dwa produkty, które dostałam w prezencie, w sumie byłam ku nim niezbyt przychylna, ale w końcu musiałam zacząć ich używać, gdyż zalegały na półce. Jednak ku mojemu zdziwieniu bardzo mile mnie zaskoczyły, dlatego moja opinia na ich temat jest bardzo pozytywna :)
Przechodząc do sedna, oba produkty są firmy Himalaya Herbals, na froncie opakowania reklamująca, że produkty zawierają 100% aktywnych składników ziołowych, naturalnych.


Kosmetyk, który dziś zrecenzuje to Gentle Face Wash Gel czyli żel do mycia twarzy, do cery tłustej z cytryną i miodem.

Producent pisze, że produkt nie zawiera mydła, delikatnie myje i odświeża skórę, usuwając nadmiar sebum. Nie wysusza cery i nie powoduje nieprzyjemnego wrażenia ściągnięcia. Wyciąg z cytryny daje przyjemne uczucie chłodu, a miód głęboko oczyszcza i sprawia, że skóra staje się świeża, delikatna i jędrna.
Sposób użycia: wmasować w zwilżoną skórę twarzy u szyi, następnie zmyć i delikatnie osuszyć. Stosować dwa razy dziennie


Konsystencja: galaretowata :) była dla mnie bardzo zadziwiająca, gdyż wiele lat używam już rozmaitych żeli do mycia twarzy i jestem przyzwyczajona do normalnej ich gęstości. W tym przypadku ogromnie zaskoczyła mnie duża gęstość produktu Himalaya. Nie spotkałam się do tej pory z tak gęstym żelem do mycia twarzy. Produkt zawiera też niebieskie mikrogranulki delikatnie peelingujące, ale nie ma ich znacznie dużo. Jak na 150 ml kosmetyku jego gęstość sprawia, że jest bardzo, ale to bardzo wydajny. Starczył mi naprawdę na bardzo długi czas, a podczas aplikacji wystarczy wycisnąć z tubki dosłownie dwie krople. Zapach neutralny.

Opakowanie: standardowa jak dla wielu kosmetyków tuba z nakrętką, która umożliwa sprawne korzystanie, jest giętka, przezroczysta, widoczny jest żel i mikrogranulki.

Skład: W składzie na pierwszym miejscu występują dwa składniki aktywne - miód oraz ekstrakt z cytryny, poza tym standardowe składniki, w tym niestety paraben.

Moja opinia: Jak już wspomniałam produkt bardzo mile mnie zaskoczył, nie tylko swoją konsystencją a co za tym idzie wydajnością, ale też uczuciem jakie pozostawia na skórze po umycią twarzy. Ciężko opisać to odczucie :) ale jest to bardzo miłe uczucie nawilżenia cery. Tak jak wspomina producent na opakowaniu, produkt w przeciwieństwie do mydła nie wysusza skóry. W przypadku kilku innych kosmetyków, miałam właśnie uczucie przesuszonej twarzy, wręcz ściągniętej, jakby cała woda gdzieś została z niech pochłonięta… Mimo, że mikrogranulek nie ma dużo, umożliwiają one delikatny peeling. Może dla osób które stawiają żelom do mycia twarzy zadanie złuszczenia martwego naskórka, byłby to niewystarczający rezultat, ale dla mnie – osoby która oczekiwała dobrego oczyszczenia i nie wysuszenia twarzy, jak najbardziej był odpowiedni. Skóra po umyciu żelem jest przede wszystkim oczyszczona z sebum, szczególnie u osób z cerą tłustą jak moja będą z tego efektu zadowolone. Poza tym jest nawilżona, jędrna i bardzo przyjemna.
Mam cerę tłustą, czasem przesusza się ale zwykle się świecę, nie wiem jak kosmetyk sprawdzi się u osób z innym typem cery.



Wydajność: ogromna w porównaniu do innych produktów spotykanych w sklepach wielu, wielu firm, ze względu na dużą gęstość.

Cena: w sklepach internetowych wacha się od 16,5 do 20 zł

Dostępność: żel został zamówiony przez Internet, nie wiem czy jest on dostępny w drogeriach sieciowych.

Czy kupię ponownie produkt? Jeśli nadarzy się okazja, zapewne tak!

czwartek, 30 maja 2013

A czas ucieka..

Niestety czas biegnie u mnie coraz szybciej w ostatnich miesiącach , nie mam zupełnie czasu dla siebie ani na nic, stąd narazie jedynie zbieram materiały do kolejnej grubszej recenzji ;)

 Do napisania;)


Edit 08.07.2013
Z uwagi na dalszy brak aparatu i zrobionych przeze mnie zdjęć niestety nie mam jak dodać kolejnych recenzji. Mam nadzieję, że szybko się to zmieni i lada dzień będę mogła je tutaj umieścić :)
Poza tym borykam się z górą papierów i dokumentacji po zakończeniu studiów, liczę, że szybko uda mi się wszystko pozałatwiać i będę mogła cieszyć się wakacjami.

sobota, 18 maja 2013

Recenzja: Płatki do peelingu Cleanic, Clean O"Peel

Jakiś czas temu będąc w jednej z drogerii napotkałam płatki do peelingu Cleanic. Bardzo zainteresował mnie ten produkt, dlatego postanowiłam go kupić i przetestować.


Jak podaje producent:
"Nowy płatek Clean O''Peel to nowoczesny produkt do właściwego oczyszczania skóry twarzy. Specjalna powierzchnia płatka pokryta niebieskimi mikrogranulkami pozwala na wykonanie delikatnego i szybkiego peelingu skóry. Mikrogranulki oczyszczają skórę z zanieczyszczeń jednocześnie usuwając martwe komórki naskórka. Dzięki doskonałemu zaokrągleniu mikrogranulek peeling jest bezpieczny dla każdego rodzaju skóry. Stosowany codziennie płatek Clean O''Peel pomaga zachować właściwie oczyszczoną i gładką skórę pełną blasku.
Sposób użycia: Płatek do peelingu stosuj po oczyszczeniu skóry twarzy. Na powierzchnię płatka nałóż swój ulubiony kosmetyk do oczyszczania twarzy. Kolistymi ruchami masuj skórę twarzy i dekoltu, omijając okolice oczu i ust. Nadmiar kosmetyku zetrzyj gładką stroną płatka."

Opakowanie : plastikowe, wewnątrz foliowy woreczek, w nim umieszczone jest 35 płatków



Działanie: jak najbardziej zadowalające! Wciąż szukam odpowiedniego kosmetyku do peelingu, niestety niektóre preparaty zbytnio podrażniają moją skórę. Ponadto jak pewnie nie tylko ja zauważyłam, wiele kosmetyków w żelu ma bardzo niewiele granulek, zbyt mało, aby peeling był efektywny, a po nałożeniu na twarz zawsze drobinki te uciekają bądź zostają między palcami. Tutaj to nie ma miejsca, są one ewidentnie gęsto ułożone na płatku, nie pozostają na twarzy. Nie musimy się martwić drobinkami  pozostającymi np. między włosami czy w zakamarkach twarzy, które po klasycznym peelingu trzeba usilnie usuwać.


Płatki DELIKATNIE peelingują, samemu można redukować siłę nacisku płatka jeśli obawiamy się zbytniego podrażnienia i zaczerwienienia skóry.
Dzięki płatkom możemy zaoszczędzić wiele czasu, polecam to szczególnie tak zabieganym osobom jak ja :) mamy dokładny a zarazem delikatny peeling w mgnieniu oka.
Bardzo podoba mi się, że na taki płatek mogę nałożyć swój ulubiony kosmetyk do demakijażu, a w jego wybór należy do mnie. Wiadomo, że każdy ma swoje ulubione preparaty, a tu mamy 2 w 1, zmywanie + peeling.


Osobiście miewam też problem zatkanych porów po użyciu niektórych kosmetyków, podczas używania opisanych płatków nie miałam takiego kłopotu, skóra po peelingu np. z płynem micelarnym pozostawała idealnie gotowa na przyjęcie serum, kremu czy maści. Dzięki takiemu peelingowi moja skóra świetnie absorbowała kosmetyki.
Moim zdaniem płatki tego typu mogą doskonale sprawdzić się w podróży, kiedy musimy zminimalizować naszą kosmetyczkę.

Materiał: płatki są grube, duże, dzięki czemu świetnie się sprawdzają jeśli chodzi o zmywanie makijażu i peeling, są dwustronne - jedna strona pokryta jest mikrogranulkami złuszczającymi martwe komórki naskórka, druga jest gładka idealna do usunięcia makijażu.


Cena: ok. 15 zł / 35 szt. w Rossmanie, nie wiem jak w innych drogeriach

Plusy:
gładka skóra
szybko, sprawnie z pozytywnym efektem
dość duży rozmiar płatków
pożądany efekt - skóra dobrze oczyszczona
delikatność

Minusy:
na pewno nie opłaca się kupować o połowę mniejszego opakowania tańszego o kilka złotych

Byłam zadowolona z peelingu wykonywanego przy użyciu płatków Cleanic, moja skóra była gładka, promienna, dlatego polecam ten produkt zainteresowanym.

niedziela, 5 maja 2013

Słodycz na gwałt potrzebny!


Kiedy jestem bardzo zabiegana i nie mam chwili nawet zrobić porządnego obiadu, a pojawia się nagła zachcianka zjedzenia czegoś słodkiego, co ukoi nerwy i poprawi nastrój, wybieram mega szybkie przepisy. Przykładem takiego expresowego jest "ciasto" bez pieczenia z kaszy manny, banalnie proste. Nie chodzi tu o skomplikowane, wybitne dzieło w dziedzinie wypieków słodkich, które powala ilością składników, wieloma dodatkami, wyjątkowością :P Ale o jak najszybsze zaspokojenie swojej ochoty na słodkość. To świetna opcja w sytuacji, gdy np. dowiadujemy się, że za 20 minut odwiedzą nas niespodziewani goście a przecież jest jeszcze tyle innych rzeczy do zrobienia, sprzątnięcia i ogarnięcia, czy kiedy dzieci wieszają się na Tobie zadręczając pytaniami "mamo jest coś słodkiego?"
Samo zrobienie tej pyszności trwa jedynie jakieś 7 MINUT!! Dlatego właśnie polecam ten przepis jako zupełnie nieskomplikowany, banalnie prosty z powszechnie występujących w każdym domu składników, do zrobienia o każdej porze dnia i nocy, kiedy po prostu musimy zaspokoić swój cukrowy głód ;)

Składniki:
1 szklanka kaszy manny
1 litr mleka
kostka margaryny (250g)
cukier 3/4 szklanki (w zależności jak bardzo słodkie kto lubi)
3 łyżeczki kakao
opakowanie cukru waniliowego
herbatniki
czekolada do roztopienia/ew.gotowa polewa (szybsza opcja:)

Naczynie o wymiarach 20x25 wyłożyć herbatnikami. Mleko, cukier, margarynę zagotować w dużym garnku. Następnie wsypywać kaszę często mieszając. Kiedy zacznie gęstnieć dodać kakao i po wymieszaniu wylać na herbatniki. Na wierzchu ułożyć drugą warstwę herbatników i polać roztopioną czekoladą. Wstawiamy do lodówki aby stężało (ale można i jeść od razu, w końcu taki był zamysł:).
Ewentualnie, jeśli mam odrobinę więcej czasu, dodaje jeszcze warstwę budyniową (mleko+ opakowanie budyniu na 1 litr + cukier), warstwę ulubionej konfitury np. z wiśni, dodatkową warstwę herbatników na wierzch i dopiero wtedy polewę. Łącznie schodzi wtedy jakieś 15 minut :)


Fotka: powyżej opisany przepis z dodatkowo bita śmietaną (36%) ubitą na sztywno na wierzchu (niestety nie udało mi się znaleźć zdjęcia tej najuboższej wersji:)

Wiadomo, że nie jest to ciasto na jakieś wystawne okazje, wtedy lepiej się bardziej postarać, ale zadanie, aby zaspokoić natychmiastową chęć słodkości czy nadchodzących niezapowiedzianych gości spełnia idealnie.
Żeby nie było, że specjalizuje się jedynie w najprostszych trójskładnikowych ciastach, załączam fotki, które znalazłam przypadkowo, poszukując po całym dysku zdjęć powyższego deseru, ale oczywiście ich nich nie znalazłam :)







Pozdrowienia !

czwartek, 2 maja 2013

Na nudę i pochmurne dni

Środek weekendu majowego a pogoda za oknem psuje wszelkie plany? Doskonały pomysł na spędzenie czasu w domu z przyjaciółmi, kiedy na dworze zimno i deszczowo, to gry planszowe. Od dawna moim sposobem na nudę, kiedy pogoda nie sprzyja wychodzeniu w domu jest „Prawo dżungli”. Doskonała gra dla wszystkich! Ostatnio wciągnęło mnie też „Tabu”, ale o tym innym razem :)





Prawo dżungli to polska wersja gry Jungle Speed. Składa się ze 104 kart i tzw. totemu (berła, drewnianego klocka), o które toczy się gra.


Gracze zasiadają przy stole, następuje podział kart (z różnorodnymi symbolami) na osoby, po środku stołu znajduje się drewniany totem. Każdy „na trzy cztery” wykłada do wierzch pierwszą kartę (jak w tradycyjnej grze karcianej - wojnie). W grze najważniejsze są kształty i figury. Kiedy dwaj gracze mają ten sam symbol dochodzi do pojedynku. Wygrywa ten, kto pierwszy chwyci totem. Mi kojarzy się to, poza wojną, z grą memory, gdzie szuka się pary kart, tutaj jeśli widzi się parę u przeciwnika, trzeba pędem złapać berło. Ten, kto nie zdąży, zagapi się – musi wziąć karty przeciwnika. Wygrywa osoba, która jak najszybciej pozbędzie się wszystkich kart.







Pomyłka jest jeszcze gorsza, jeśli złapiemy totem w nieodpowiednim momencie, bez potrzeby, musimy zebrać wszystkie odkryte karty leżące na stole! Nie tylko te od przeciwnika, z którym myśleliśmy, że rywalizujemy tym momencie.

Gra wydaje się banalnie prosta, zasady są oczywiste, jednak drobne różnice w kształtach, układzie symboli na kartach sprawiają, że trzeba wykazać się dużą bystrością i refleksem podczas gry. Znaki różnią się często minimalnie, dlatego pierwsze rozgrywki dla początkujących są najtrudniejsze, gdyż muszą się oni zapoznać ze wszystkimi kartami, różnicami, aby potem popełniać mniej pomyłek i błędów.




Przykład? Poniżej zdjęcia "niby" par








Wśród 104 kart występują też 3 rodzaje kart z charakterystycznymi strzałkami, które dyktują zasady chwytania totemu w danej kolejce.

Strzałki skierowane do środka, każą łapać totem bez względu na wyłożone karty, pierwszy, kto zdobędzie berło, może odłożyć swoje karty pod klocek, na stos pośrodku, który weźmie przegrywający. Strzałki skierowane na zewnątrz, oznaczają, że wszyscy gracze grają równocześnie "na trzy cztery". Strzałki kolorowe, oznaczające, że przestają mieć znaczenie kształty a liczą się jedynie kolory.


Walka o totem bywa często bardzo zaciekła i bolesna :) Nie raz po grze bolały mnie aż dłonie, nieraz zdarzały się przepychanki, a totem rozrywany przez kilka osób na raz wędrował z ludźmi po całym pokoju :)







Uwaga: Ważne jest aby wszyscy uczestnicy gry mieli równe szanse, totem musi być położony w takiej samej odległości od wszystkich graczy, każdy powinien mieć też swobodę ruchu (z doświadczenia wiem, że łokcie sąsiednich graczy często są poważną przeszkodą:) Poza tym warto, aby początkujący uczestnicy zapoznali się przed grą z kartami i ich drobnymi różnicami, ułatwi to grę, da równe szanse.

liczba graczy: 2 – 20
wiek: od 7 lat
czas gry: od ok. 15 min do nawet całych nocy, gra naprawdę wciąga! A chęć odegrania jest duża ;)
cena: w Internecie można nabyć grę w cenach od 30 do 60 zł







Moja opinia:
To naprawdę świetna zabawa! Gra doskonale uczy spostrzegawczości, zręczności, ćwiczy refleks, bystrość. Super pomysł na pochmurny dzień spędzany z przyjaciółmi. Z moich doświadczeń – im więcej osób tym śmieszniej i weselej. A poza tym – ćwiczenie czyni mistrza! Gorąco polecam :)


PS. W dodatku to fajny pomysł na prezent! :) 

czwartek, 25 kwietnia 2013

Recenzja : Kiedy piękne, nowe szpilki testują wytrzymałość naszych stóp

Każda kobieta zna to nieprzyjemne uczucie, kiedy piękne, nowo-zakupione buty okazują się katorgą dla naszych stóp. Pojawia się obawa, że długo wyczekiwana impreza czy ważny, elegancki wieczór zakończy się katastrofą i szybkim powrotem do domu. Nie jest tak zawsze, ale mi taka niekomfortowa sytuacja utrudniła dobrą zabawę już kilka razy, dlatego od pewnego czasu staram się bronić wszelkimi sposobami przed bąblami i otarciami od butów. W poszukiwaniu różnych kosmetyków do pielęgnacji stóp natrafiłam na spray firmy Kiwi.



Według producenta jest to : "Niewidzialna jedwabista osłona stóp. Pomaga chronić stopy przed otarciami, utrzymuje stopy świeże i suche." Jak pisze producent na opakowaniu "KIWI Foot Silk to unikalna przyjemność niewidzialnej osłony z czystego jedwabiu , która chroni Twoje stopy przed otarciami. Pozostawia również stopy świeże i suche . 24-godzinna skuteczność.
Sposób użycia: wstrząsnąć przed użyciem. Spryskać równo stopy i paznokcie z odległości 15 cm. Pozostawić do wyschnięcia. Stosować wyłącznie na zdrową skórę. " Nie wierzyłam, jednak kupiłam i wypróbowałam:)


Opakowanie
: w postaci sprayu jest poręczne i niezbyt duże, zmieści się w niejednej torebce. Ma przyjemne dla oka kolory, delikatnej zieleni i beżu.
Zapach: wydaje mi się całkiem bez zarzutu, wiadomo, że jak to w przypadku tego typu kosmetyków nie jest powalająco piękny. Myślę, jednak, że części osób może nie odpowiadać.

Działanie: jak najbardziej zauważalne! Jest to moją subiektywna ocena, nie wiem jak działa na innych stopach :) 
Po rozpyleniu stopy są pokryte jakby powłoczką,warstwą ochronną, wydają się jedwabiste. Aerozol nie pozostawia białych śladów na skórze, jak np. talk, jednak daje trochę takie uczucie. Na końcówce (w zbliżeniu) widać białe ślady, ale wynikają one z kumulowania preparatu po wielokrotnym jego użyciu. Na stopie po spryskaniu nie są widoczne. 


Kosmetyk naprawdę mi pomógł i sprawdził się znakomicie podczas założenia szpilek czy sandałów. Żadnych otarć czy bąbli, mogłam chodzić bez obaw przez długi czas w butach, które prawdopodobnie normalnie zaraz by mnie obtarły. Rzeczywiście pozostawia stopy suche i świeże. Nie jestem jednak w stanie określić jak długo pozostaje na stopach (czy to faktycznie 24 godziny :), ponieważ nie chodziłam w tych butach całymi dniami. Ale efekt i tak jak dla mnie fantastyczny! Kosmetyk nie spowodował żadnych podrażnień na mojej skórze.
Niestety spray nie jest jednak ideałem, za tą cenę spodziewałabym się trochę dłuższego używania preparatu, natomiast wystarczył on jedynie na 6 użyć. Po pewnym czasie w butelce nie pozostała ani odrobina gazu, być może to kwestia jakiejś wady opakowania i się on po prostu ulotnił, co uniemożliwiło kolejną aplikację i musiałam puste opakowanie wyrzucić z bólem serca do śmieci. Albo rzeczywiście produkt jest tak mało wydajny.


Skład: isobutane, butane, propane, C8-9 isoparaffin, aluminium sesquichlorohydrate, C12-15 alkyl benzoate, isoxexadecane, talc, methyl, lactate, parfum, aluminium starch octenylsuccinate, disteardimonium, hectorite, menthoxpropanediol, ethyl menthane carboxamide, methyl diisopropyl propionamide, propylene carbonate, serica powder.


Cena: około 15 zł
Pojemność: 100 ml
Dostępność: w niektórych drogeriach, np Rossman

Plusy:sprawdza się, chroni przed otarciami
nie podrażnia
Minusy:
dość mała wydajność i pojemność jak na całkiem sporą cenę


Podsumowując uważam, że to doskonały ratunek dla wrażliwych stóp, które narażone są na obtarcia i bąble, trzeba jednak przygotować się na to, że bardzo szybko znika :)
Czy kupię ten produkt ponownie? Tak